Najbardziej irytuje mnie, że wszędzie widzę uginające się od owoców drzewa, a pod drzewami dywan dojrzałych owoców. Przy parkingu, na poboczu - wiadomo, niekoniecznie czyste. Ale w przydomowych ogródkach - smuteczek. Więc jeśli macie w okolicy w miarę czyste drzewo, dość daleko od intensywnego ruchu ulicznego, jeszcze można zebrać owoce i zrobić konfiturę. W tym roku to moje TOP 3 razem z konfiturą czereśniową i śliwką z czekoladą (pisałam o śliwce z czekoladą?).
- 900 g mirabelek (po wypestkowaniu),
- 540 g cukru
Wypestkowane dojrzałe mirabelki (pestka dobrze odchodzi od reszty) zasypać cukrem i odstawić, aż puszczą sok, można na noc. Podgrzać, mieszając, aż się rozpuści cukier, nie gotować. Wyjąć owoce (np. łyżką z dziurkami), pozostały syrop zagotować. Włożyć owoce do wrzącego syropu, zagotować. Wystudzić. Ponownie wyjąć owoce, syrop zagotować i dość mocno zredukować. Do wrzącego gęstego syropu dodać owoce, kilkukrotnie zagotować, aż staną się szkliste (u mnie gotowały się ok. 25 minut). Konfitura powinna być gęsta, lekko kwaskowa i pięknie pomarańczowo-żółta. Przygotowywałam też zwykły dżem z czerwonych mirabelek i konfitura jest znacznie smaczniejsza.
Dziś w garnku mam mirabelki z rumem z przepisu stąd.
2 komentarze:
Czy mirabelki z rumem tez posmakowaly? :)
Próbowałam tylko w trakcie gotowania, były świetne. Reszta czeka na okazję w słoiku (jeden chyba poszedł na prezent, ale nie pamiętam, czy prezentobiorca zeznawał, jak smakuje).
W każdym razie na pewno za rok też wchodzę w mirabelki.
Prześlij komentarz